wtorek, 7 października 2014

Épilogue: “La vie et la mort.”

(w odtwarzaczu wybierz utwór numer siedem)


 The time is out of joint”. *
                               W. Shakespeare

    Na pogrzebie jest wielu ludzi. Wszyscy jednak zdają się być dziwnie szarzy, identyczni. Jedynymi wyróżniającymi się osobami są trzej mężczyźni. Trzy zupełnie różne osoby, połączone przez przypadkowe, wspólne uczucia. Każdy z nich w pewien sposób związał swoje życie z osobą spoczywającą w grobie. Każdy z nich jej śmierć przeżył inaczej.
  
● ● ●

Pierwszy to ten, który pragnął, jednocześnie nienawidząc.

● ● ●

    Spogląda na biały kamień, na złoty napis wygrawerowany prostym, katalogowym pismem. Litery rozmywają się przed jego oczami. Nie jest w stanie przeczytać nazwiska osoby spoczywającej w grobie. Niezależnie jak bardzo by chciał, nie potrafi.
    Nagrobek choć stoi obok innych, wydaje się być osamotniony. Przypomina opadające z drzew, jesienne liście. Takie, które zerwane przez wiatr wirują w powietrzu, opadają na ziemię i pozostają na niej, powoli umierając. Choć jest ich wiele, wszystkie są bardzo samotne. Tak samo jak człowiek w momencie śmierci.
    Stając naprzeciwko niej, jesteśmy zdani tylko na siebie. Żyjąc, zawsze możemy być częścią czegoś większego. Możemy kochać i być kochani. Ale umierając, zostajemy sami. Samotność jest definicją śmierci. Człowiek zapada w sen, z którego nigdy się nie wybudzi, pozostawiając za sobą cały świat.
    Tak jak ona pozostawiła. Odeszła tak szybko i po prostu. Nie pożegnała się. W ułamku chwili życie wokół niej się zatrzymało, krew ubrudziła powietrze, a jej ciało uniosło się i opadło bezwładnie na ziemię. Tak zwyczajnie.
    Czemu wszystko potoczyło się w ten sposób? Dlaczego do tego doszło? Przecież mógł ją w tamtej chwili zatrzymać. Złapać za rękę i już więcej nie puścić.
    Nie zrobił tego. Przeciwnie, pozwolił jej odejść, pobiec przed siebie wśród strug deszczu. Po mokrym chodniku. Tuż przy ruchliwej ulicy.
    Czy to znaczy, że jest winny? Że to on odpowiada za jej śmierć? Przez niego to drobne, delikatne ciało spoczywa teraz w zimnej ziemi? Czy to naprawdę jego wina?
    Spogląda na trzymane w dłoni kwiaty. Tradycyjne chryzantemy, piękne i smutne. Kupił je specjalnie dla niej. Czy w taki właśnie sposób pragnął wyrazić skruchę, żal? Ale czy on naprawdę go odczuwa?
    Jego palce zaciskają się coraz mocniej na bukiecie. Czego od niej tak naprawdę chciał? Na co liczył? Że wszystkie ich urazy pójdą kiedyś w niepamięć, że pomimo tych licznych, zadawanych sobie nawzajem ran, zdołają stanąć razem w świetle porannego słońca? Jeśli tak, to czemu ciągle sprawiał jej tylko większy i większy ból?
   Przepełniony wściekłością rzuca kwiaty na ziemię. Odchodząc, nie patrzy na grób. Nie może już dłużej znieść dławiącego uczucia kumulującego się w okolicy piersi. Wie, czym ono jest. Tylko dlaczego tak późno zdał sobie z niego sprawę? Czemu nie zauważył tego wcześniej?
    Życie chyba naprawdę jest sadystą, myśli, patrząc na pochmurne niebo. Nic nie układa się w nim tak, jak powinno. A kiedy wreszcie to dostrzegamy, jest już za późno. Jesienne liście opadają na ziemię, a my możemy się temu tylko przyglądać.

● ● ●

Drugi to ten, który kochał tak mocno, że aż boleśnie.

● ● ●

    Płacze bezgłośnie. Ciche łzy spływają po jego policzkach, wciąż i wciąż, nieustannie. Ból w klatce piersiowej jest straszny, sprawia, że Emil ma ochotę wyć. A jednak powstrzymuje się. Dla niej.
    Wiadomość o jej śmierci początkowo nie wywarła na nim wrażenia. Po prostu w nią nie uwierzył. Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, co się stało. Pojął, że stracił najważniejszą osobę na świecie. I choć zobaczył jej martwe ciało, nie potrafił objąć tego umysłem. To wszystko zdawało mu się jedynie abstrakcyjnym obrazem.
     Świat bez niej jest zbyt pusty, zbyt nijaki. Jeśli już nigdy więcej nie będzie mógł usłyszeć jej głosu, zobaczyć kolorowych ust wygiętych w lekkim uśmiechu, poczuć delikatnego zapachu skóry, to co mu tak właściwie pozostaje?

Świat bez niej nie istnieje.
   
    Ktoś z krewnych zaczyna grać na skrzypcach jej ulubiony utwór. Emil zaciska powieki. Tego jest już zbyt wiele. Jak bardzo można cierpieć? Dlaczego teraz, gdy znajduje się na skraju rozpaczy, musi słyszeć jeszcze tę melodię? Melodię, do której sama napisała słowa, którą śpiewała zawsze, kiedy tylko o to poprosił. Którą tak bardzo kochała. Przy której wyglądała najpiękniej. Czemu to tak bardzo boli?
    Gdyby życie było tylko powieścią, historią z książki, zmarła osoba pewnie nie chciałaby, żeby ktoś jej bliski pogrążał się w smutku. Prawdopodobnie wolałaby, aby nauczył się żyć ze świadomością straty, zaakceptował ją i powoli, powolutku wyparł uczucie żalu ze swojego serca. A on pewnie postarałby się tak zrobić. Gdyby to była powieść.  Ale to rzeczywistość. W prawdziwym świecie nikt nie chciałby, by tak zwyczajnie pogodzono się z jego śmiercią, by przyjęto ją jako coś oczywistego.
    Ona nie powinna umrzeć. Nie kiedy miała przed sobą jeszcze całe życie. Nie kiedy był ktoś, komu tak bardzo na niej zależało. Dlatego on nigdy nie pogodzi się z jej odejściem. Jest pewny, że nigdy nie zapomni tego bólu, będzie cierpiał każdego dnia, ponieważ ona była jedyną osobą, którą kiedykolwiek szczerze kochał. Jego serce od zawsze należało wyłącznie do niej.
    Życie jest niesprawiedliwe. Krótkie i ulotne. Bywa piękne i niezwykle szkaradne. Właśnie dlatego pozostaje takie cenne. Jednak dla niego straciło ono cały swój sens w chwili, kiedy mu ją odebrało. Gdyby teraz umarł, śmierć byłaby dla niego ukojeniem, ucieczką. Tak, jest tchórzem. Boi się żyć w świecie, w którym nie czuje ciepła jej ciała przy swoim boku. Bardzo się boi. Ale jest także zbyt wielkim tchórzem, by zatrzymać bicie swego serca.   
    Rzeczywistość jest okrutna. A on może jedynie w niej trwać, dławiony żalem, smutkiem i trwogą przed nieznanym.

● ● ●

Trzeci to ten, który nie potrafił zapomnieć o przypadkowej, niezwykłej bliskości.

● ● ●

    Tamtego dnia szukał jej po całym Londynie. Pomimo listu, który zostawiła, nie potrafił tak zwyczajnie zapomnieć o minionej nocy. Nie potrafił zapomnieć tych oczu, wpatrujących się w niego uważnie, ich niezwykłej, pochłaniającego go głębi. Nie potrafił zapomnieć gładkości jej skóry, urywanego głosu, kiedy ich ciała scalały się ze sobą. Nie umiał wyprzeć z pamięci obrazu dziewczyny o włosach w odcieniu burgundu, której usta wpijały się kurczowo w jego wargi, a uda zaciskały na biodrach. Był mężczyzną. A tamtej nocy, po raz pierwszy czuł coś tak wyjątkowego. O czymś takim nie można zwyczajnie zapomnieć.
    Kiedy zobaczył ją biegnącą pośród opadających z nieba strug deszczu, miał ochotę chwycić ją w ramiona. Być może mógłby to zrobić, gdyby znalazł się tam chwilę wcześniej. Ale nie znalazł się.
    Wystarczył jeden moment. Ułamek sekundy, który wywrócił świat do góry nogami.
    
Biegnie, nie patrząc przed siebie. Wpada na kogoś, cofa się, poślizguje na mokrym chodniku i nagle znajduje się na ulicy. Tuż przed najeżdżającym samochodem. 
    
    Żadne z nich nie miało wtedy szansy na odpowiednio szybką reakcję. Ani kierowca, ani dziewczyna. W jednej chwili stała na jezdni, w drugiej jej ciało leciało w powietrzu, by w następnej opaść bezwładnie na ziemię. 
    W tamtym momencie czas się dla niego zatrzymał. Mógł tylko stać w miejscu jak skamieniały, obserwując jej krew mieszającą się z wodą w kałuży. Nie słyszał przerażonych krzyków ludzi, sygnału nadjeżdżającej karetki. Mógł tylko tkwić bez ruchu i przyglądać się. Jego serce zamarło.
    Stojąc teraz nad białym grobem, zastanawia się, jak się tam znalazł. Skąd wiedział, gdzie odbędzie się pogrzeb? Kim była osoba, do której podszedł na ulicy? Kim był ten mężczyzna o krystalicznym spojrzeniu przepełnionym bezbrzeżnym zdumieniem? Czy zapytał go o jej nazwisko? Czy uzyskał odpowiedź?
    Nie pamięta. Nie może sobie przypomnieć. Wspomnienia z tamtego wieczoru zlewają się przed jego oczami w jedną niewyraźną plamę barw. Są niemożliwe do rozszyfrowania. 
    Dziwne, przecież prawie jej nie znał. Spędzili razem wyłącznie jedną noc, po której ona zostawiła mu tylko swój zapach na poduszce i list zawierający słowa, które zraniły jego serce. Choć przecież powinien się ich spodziewać. Czego niby oczekiwał? I co ważniejsze, dlaczego przyszedł na pogrzeb osoby, o której właściwie niczego nie wiedział?
    Zamyka oczy. Nie może zrozumieć, jak mogło do tego wszystkiego dojść. Czemu musiała umrzeć? Ktoś taki jak ona, pełen życia, piękna i nadziei na przyszłość. Dlaczego rzeczywistość tak wygląda? Niewzruszona, obracająca w pył ludzkie marzenia w najmniej spodziewanym momencie.
    Spogląda na swoje dłonie. Jeszcze kilka dni temu dotykał jej rozpalonego pożądaniem ciała. Teraz właśnie to ciało jest zimne i blade, a jego dłonie zdają się być dziwnie puste, jakby czekały na coś, co nigdy nie nadejdzie.
    Światem rządzą brutalne, trudne do zaakceptowania prawa. Coś, co raz odeszło już nie powróci. Można się tylko poddać tej przytłaczającej świadomości, walka z nią nie ma sensu, ponieważ nie ważne jak bardzo by się tego nie pragnęło, to niczego nie zmieni.

● ● ●

    W chwili jej śmierci świat wyszedł z orbit*. Dla każdego z nich. Każdy utracił wtedy cząstkę samego siebie. I choć uczucie straty różniło się pomiędzy nimi, tęsknota, która ich połączyła, była taka sama. 
    Żaden z trójki mężczyzn nie potrafił pogodzić się z jej odejściem. Żaden nie mógł tego zrozumieć. Żaden nie chciał. Nie umieli przyjąć do siebie rzeczywistości, w której jej ciało spoczywało zakopane głęboko w ziemi. Pragnęli innego świata. Takiego, w którym ona wciąż by się śmiała, w którym słyszeliby cudowny śpiew, czuli słodki smak szminki i mogli bez końca podziwiać promienie słońca rozświetlające krótkie włosy różnymi odcieniami czerwieni. Takiego właśnie świata pragnęli. Jednak ich rzeczywistością był biały nagrobek ze złotymi literami, żal i poczucie stary. Mimo to, każdy z nich zadał sobie to samo pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi.

Co by było gdybym..?
   
    Październikowy wiatr zrywa z drzew jesienne liście. Wirują nad białym grobem otoczonym ze wszystkich stron wieńcami kwiatów. I choć to tylko jeden moment, nim opadną na ziemię, tańcząc tak w powietrzu, wyglądają niezwykle pięknie. 
    Delikatna, nietrwała impresja. Ostateczna pieśń natury dla tych, których powracają do niej, by raz na zawsze stać się jej nierozerwalną częścią.  
    Nad cmentarzem powoli zapada zmierzch. Promienie zachodzącego słońca padają na  jesienne liście spoczywające na lśniącej, marmurowej powierzchni. 
    Moment dobiegł końca. Teraz, gdy już raz opadły, nigdy więcej nie powrócą na drzewa. W świetle kończącego się dnia, zdają się być prostą, zwieńczającą życie prawdą. Definicją wolnej od złudzeń rzeczywistości. 






                                                
 * tł. "Świat wyszedł z orbit." 
 cyt. "Hamlet" W. Shakespeare

I tak oto kończy się ta historia. Cieszę się, że udało mi się wreszcie opublikować ten ostatni rozdział, biorąc pod uwagę ilość zmian, która zaszła w moim życiu podczas ostatniego roku, przez co nie miałam w zasadzie w ogóle czasu na pisanie. 
Przyznam szczerze, że napisanie tego zakończenia nie było łatwe, jednak taki właśnie koniec dla tej historii planowałam od początku.  Dziękuję Wam bardzo za to, że poświęciliście czas na przeczytanie tego opowiadania. Mam nadzieję, że zarówno ostatni rozdział jak i całość się Wam podobała.